Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
Fixing a hole
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:34, 30 Sie 2011    Temat postu: Fixing a hole

DollyRocker zaczęła dwa opowiadania, a ja co, gorsza?
Nie, no, żart. Juz dawno miałam to tu wsatwić, ale początek był zbyt krótki. Tyle, że ilekroć go czytam to mam wrażenie, że już nic się do niego dopisać nie da. Opowiadanie może skończę, może nie skończę... Ale raczej skończę Chyba.

PROLOGUE
-Gdzie to wrzucić?
-A bo ja wiem? Postawcie gdzie jest miejsce. – Paul McCartney odpalił papierosa i spojrzał na to, co miało wkrótce stać się jego nowym domem. Co go podkusiło do tak nierozsądnego zakupu? Nie znał nawet dobrze okolicy, był tu wcześniej raptem ze dwa, trzy razy i to tylko przez przypadek. Nie obejrzał domu wewnątrz, po prostu kupił. Bez sprawdzania stanu podłogi, bez spojrzenia na widok z okna sypialni, bez upewnienia się czy żaden z sąsiadów nie jest zbiegłym z więzienia psychopatycznym mordercą. Może był to tylko chwilowy kaprys, a może rzeczywiście coś w tym budynku było. Czerwona boazeria i szarawy kamień oddawały w pewnym sensie przygnębienie jakie towarzyszyło McCartneyowi coraz częściej ostatnimi czasy. Pierwszą noc przespał na podłodze, nie miał mebli, nie miał ochoty ich kupować. Następnego dnia coś mu odbiło, postanowił, że urządzi cały dom w godzinę. Biegał po sklepie wskazując to, co pierwsze mu się spodobało. Nie, raczej co mu pierwsze wpadło w oko. Jakaś biała, przesadnie puszysta sofa, łóżko, które właściwie powinno mieć baldachim, ale Paul uznał, ze zabawniej wygląda bez niego, niebieska etażerka. Ziewnął. Była godzina piąta rano, początek jesieni, więc na dworze było jeszcze szarawo. Krople drobnego, ledwo wyczuwalnego deszczu przecinały powietrze.
-Co o tym myślisz? – Paul spojrzał w dół na owczarka staroangielskiego aktualnie zajętego ryciem nosem w ziemi. –Rozumiem. – powiedział, po czym wszedł po drewnianych schodkach do swojego nowego domu. Rozejrzał się. Wszędzie walały się pudełka pełne płyt, książek, zeszytów wypchanych notatkami, sporadycznie można tam było znaleźć jakieś ubrania. Pomiędzy pudłami krzątało się kilku leniwych pracowników firmy transportowej stawiających nowo nabyte meble gdzie popadnie.
-Co z tymi rupieciami? –spytał jeden z nich wyrywając Mackę z rozmyślań.
-To są moje meble. – sprostował natychmiast. Rupiecie? Jak on tak mógł o jego nowych meblach!
-Mogę liczyć na dopłatę? – mężczyzna spojrzał na niego spode łba.
-Eee… Raczej nie. – Paul natychmiast sprowadził go do parteru.
-Jak żyje nie widziałem tak ohydnych śmieci. – stwierdził mężczyzna niedbale wrzucając do jednego z pudeł różową poduszkę. Paul odwrócił się na pięcie i wyszedł. Już miał dość tego domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HoneyM
Good Day Sunshine


Dołączył: 14 Kwi 2011
Posty: 626
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:47, 31 Sie 2011    Temat postu:

Hmm.. no zaczyna się fajnie. Ciekawe cóż on tam znajdzie w tym domu

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez HoneyM dnia Śro 9:47, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DollyRocker
Highway!


Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:07, 31 Sie 2011    Temat postu:

Ciężko cokolwiek ocenić po krótkim prologu. Jestem ciekawa, jak to rozwiniesz.

Niestety muszę się czegoś doczepić.
Cytat:
-Jak żyje nie widziałem tak ohydnych śmieci. – stwierdził mężczyzna(...)

Powinno być tak:
- Jak żyje nie widziałem tak ohydnych śmieci – stwierdził mężczyzna(...)
Proponuję poczytać zasady pisania dialogów; dopóki ich nie przeczytałam, sama miałam z tym problemy. Nie chcę się wymądrzać, to tylko drobna rada. Tekst dzięki temu lepiej się czyta i wygląda estetyczniej. :)
Czekam na więcej, jestem ciekawa, co z tym domem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżoniara
Dance Tonight


Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1213
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:16, 31 Sie 2011    Temat postu:

HoneyM napisał:
Hmm.. no zaczyna się fajnie. Ciekawe cóż on tam znajdzie w tym domu

Pewnie trupa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dżoniara dnia Śro 11:17, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
poltonuciszej
Highway!


Dołączył: 16 Sie 2011
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Liverpool
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:21, 31 Sie 2011    Temat postu:

Zaczyna się bardzo fajnie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:51, 31 Sie 2011    Temat postu:

DollyRocker napisał:
Ciężko cokolwiek ocenić po krótkim prologu. Jestem ciekawa, jak to rozwiniesz.

Niestety muszę się czegoś doczepić.
Cytat:
-Jak żyje nie widziałem tak ohydnych śmieci. – stwierdził mężczyzna(...)

Powinno być tak:
- Jak żyje nie widziałem tak ohydnych śmieci – stwierdził mężczyzna(...)
Proponuję poczytać zasady pisania dialogów; dopóki ich nie przeczytałam, sama miałam z tym problemy. Nie chcę się wymądrzać, to tylko drobna rada. Tekst dzięki temu lepiej się czyta i wygląda estetyczniej. :)
Czekam na więcej, jestem ciekawa, co z tym domem.


Aha, czyli bez kropki? Bo nie wiem do czego sie tak właściwie doczepiłaś.

Nie przeczytam tych zasad, nie bardzo mam czas. Ale w razie czego, to mnie upominaj, na przyszłość będę pamiętała. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LittleKoala dnia Śro 12:54, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DollyRocker
Highway!


Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:56, 31 Sie 2011    Temat postu:

Proszę tylko nie traktować moich uwag jako mądrzenie się. Przypominam tylko o pewnych zasadach, których powinien przestrzegać piszący (chociażby ze względu na czytelników).
Peace and love, tak? :hamster_smile:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez DollyRocker dnia Śro 13:04, 31 Sie 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:47, 31 Sie 2011    Temat postu:

Nie, nie chodzi mi o mądrzenie się, tylko na serio nie zauważyłam o co chodzi. O tę kropkę, tak? (mów, bo będzie mnie to męczyć)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DollyRocker
Highway!


Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:48, 31 Sie 2011    Temat postu:

Tak, o kropkę.
-Jak żyje nie widziałem tak ohydnych śmieci. – stwierdził mężczyzna
To zdanie łączy się z tym, co mamy po myślniku, więc kropka jest zbędna.
Wszystko jest ładnie wytłumaczone na pewnej stronie. Jeśli będziesz chciała, mogę Ci podesłać linka na pw.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:19, 31 Sie 2011    Temat postu:

Nie, mówię - nie mam czasu na takie rzeczy. Ale dzięki, przynajmniej następne opowiadania będą miały mnej tego typu błędów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:24, 07 Lut 2012    Temat postu:

Biorąc pod uwagę sposób, w jaki zdecydowałam się rozwinać to opowiadanie, to jest w prologu kilka zdań, które mogłabym pozmieniać, ale to jak zabraknie mi weny

CHAPTER I
Niemal oślepiające błyski kilkudziesięciu fleszy, przekrzykujące się wzajemnie głosy uporczywych dziennikarzy i powtarzane często odpowiedzi na podobne do siebie pytania to nieodłączny element każdej konferencji prasowej najpopularniejszego zespołu świata. John Lennon wyjął z ust papierosa i siląc się na jak najmniejsze okazywanie złości czy pogardy, którą szczerze darzył wszystkich reporterów, nieważne jak miło by z nim nie rozmawiali, odpowiedział na zadane mu kilka chwil wcześniej pytanie:
-Premiera płyty planowana jest za trzy lub cztery miesiące, wynika to jednak jedynie z kwestii formalnych, którymi państwo spowalnia już chyba wszystkie możliwe dziedziny życia – tu uśmiechnął się złośliwie w stronę kamery pilnie rejestrującej wszystko co działo się podczas spotkania. - Sam album w zasadzie jest już nagrany. – dodał, kiedy opadł tłumny śmiech, wywołany jego wcześniejszym spostrzeżeniem. Siedzący po prawej stronie muzyka Brian Epstein wskazał na dziennikarza w średnim wieku który już od kilku minut unosił swoją rękę chcąc zabrać głos.
-Czego możemy spodziewać się po tym albumie? – spytał trzymając w gotowości swój notatnik i pióro.
-Że będą na nim piosenki. – odparł George. Śmiech ponownie wypełnił salę.
-Chodzi mi o to, że gust muzyczny nie tylko młodego pokolenia zmienia się w bardzo szybkim tempie – wyjaśnił reporter. - Wy sami mówiliście jeszcze kilka miesięcy temu, że spróbujecie przekazać w swoich utworach treść głębszą aniżeli jedynie piosenki o miłości.
Nie sposób było nie zauważyć grymasu, który wstąpił na twarz Lennona po usłyszeniu tych słów. Epstein skinieniem głowy nakazał Harrisonowi odpowiedzieć na pytanie, jednak zanim ten zdążył choćby zbliżyć swoją twarz do mikrofonu, John, z największą możliwą pretensją w głosie wypalił:
- Myślę, że kwestia sensu piosenek bardziej zależy od punktu widzenia i interpretacji, a w szczególności intencji interpretującego.
Brian kopnął go kilka razy pod stołem, ale byłby naiwny jak dziecko, gdyby sądził, że tym powstrzyma temperament Lennona, który dopiero zaczął się nakręcać usilnie broniąc swoich artystycznych zapędów.
– To, że kilku krótkowzrocznych idiotów, którzy sami siebie próbują oszukać nazywając się krytykami, mówi nam, że naszej muzyce brakuje głębi, nie znaczy wcale, że tak jest. Żaden z nich nie nagrywał muzyki i nigdy nie będzie tego robił, jak więc bez jakiejkolwiek znajomości tematu może bezkarnie sprowadzać naszą muzykę do poziomu porównywalnego z reklamami ketchupu?! – wrzasnął. Dopiero w tym momencie uświadomił sobie jak bardzo się zagalopował. Rozejrzał się po sali, którą, jak na ironię, w tym momencie wypełniała grobowa cisza. Wziął głęboki oddech i kontynuował swoją wypowiedź w nieco mniej narwany sposób.
– Mam na myśli, że my zawsze staramy się oddać nasze uczucia, sięgamy do swoich wspomnień i doświadczeń. Możliwe, że efekt końcowy ma formę lekką, co nie znaczy zaraz, że nie kryją się za nią nasze refleksje. –wyjaśnił. - To naprawdę są przemyślenia o wiele głębsze niż chcica kilku małoletnich napaleńców – żeby rozładować sytuację, dodał - którymi oczywiście nadal w jakiejś części jesteśmy.
Atmosfera nadal zdawała się być gęsta, Ringo i George całą swoją uwagę starali się poświęcić wydmuchiwaniu różnokształtnego dymu z palonych papierosów. Lennon westchnął cicho moszcząc się coraz głębiej na krześle. Wiedział, że już swoje odstawił tego dnia, teraz pragnął tylko osunąć się w cień i w zaciszu hotelowego pokoju oddać swoim uzależnieniom. Napięcie to wyczuli również licznie zgromadzeni żurnaliści, od jakiegoś czasu przestało ich to jednak dziwić, Lennon miewał swoje wybuchy, które wynikały, choć nikt nie mówił tego głośno, z pogłębiającej się frustracji wywołanej natłokiem przybijających go spraw. Ale to było jego życie prywatne, a teraz należało załatwić formalne kwestie promocji nowej płyty.
- Czyli etap masturbacji macie już za sobą? – rudowłosy dziennikarzyna, z którym zespół zetknął się już kilkukrotnie przypomniał żart którym jakiś czas temu uraczył go jeden z muzyków. Lennon uśmiechnął się pod nosem i natychmiast odpowiedział wchodząc tym samym w drogę George’owi, z którym przez całą konferencję bił się o rolę pierwszych skrzypiec:
-Oczywiście, nasz menadżer uświadomił nas jak cenne są nasze ręce i dlaczego lepiej wykorzystywać je do grania.
I wszystko wróciłoby do normy, a rozmowa toczyłaby się spokojnie, gdyby nie Harrison, który z zawiścią szepnął mu na ucho:
-No, Tobie na pewno Johnny. – doskonale wiedział jaką reakcje tym wywoła. Nie chodziło wcale o to, żeby zrobić mu na złość, chwilę później sam nie wiedział, czemu zażartował z przyjaciela w tak okrutny sposób. Wszystko wymykało się spod kontroli i bynajmniej nie chodziło tu jedynie o konferencję.
-Stul pysk! – wysyczał Lennon przez zaciśnięte zęby.
-Czy płyta nadal jest wspólnym projektem całego zespołu? – niebieskooka brunetka w eleganckim kostiumie ponownie wywołała swoim pytaniem ciszę na, po brzegi wypełnionej, sali hotelu Hilton. Ringo i George zamilkli, wiedzieli, że źle by się dla nich skończyło, gdyby zabrali Johnowi sprzed nosa okazję do odpowiedzenia na to pytanie.
-Nie mam pojęcia czemu nie miała by być. – odparł krótko Lennon.
- Chodzi głównie o kwestię… - zaczęła kobieta, ale nie dane jej było rozwinąć swoich myśli, na sali znów zapanował szum, a Epstein huknął podniesionym głosem, jak gdyby przestrzegając pozostałych pismaków:
-Następny!
Wybór padł na sympatycznie wyglądającego piegowatego blondyna, który ostatnimi czasy robił furorę na bankietach i galach, doceniany za swój dowcip, który czynił z każdego jego artykułu dziennikarską perłę.
-Czy wasze żony i dzieci już słyszały płytę? – spytał uśmiechając się szeroko.
-Tak, śmiały się, potem nieco zaśliniły i poszły spać. – zabrał głos Ringo.
-Dzieciom też się podobało? – zapytał w odpowiedzi reporter. Kolejny raz mikrofon kamery zatrzeszczał przeraźliwie przesycony nakładającymi się na siebie salwami śmiechu. Beatlesi pokiwali potakująco głowami niezdolni do wykrztuszenia z siebie słownego potwierdzenia.
-A jak wy sami oceniacie płytę? – zapytała wskazana przez Briana czarnowłosa trzydziestolatka.
-Cóż, w studiu jeśli chodzi o kwestię wyglądu piosenek jesteśmy zdani całkowicie na siebie – zabrał głos George - gramy do momentu aż coś nie wyda nam się wystarczająco dobre lub warte pokazania, do tej pory nasz gust muzyczny nie zawiódł, miejmy nadzieję, że i tym razem będzie podobnie – uśmiechnął się kończąc wypowiedź.
-A co Ty sądzisz o tej płycie Ringo? – próbując nie narażać się na gniew Lennona spytała kobieta.
-Da się słuchać. – wzruszając ramionami swym niskim głosem odparł Starkey, co również wywołało chichot wśród zebranych. Epstein udzielił głosu postawnemu brunetowi znajdującemu się niemalże na końcu sali.
-Ringo, czy na albumie znajdą się piosenki napisane i przez Ciebie? – zadał pytanie.
-Są dwie czy trzy kompozycje podpisane moim nazwiskiem, ale nie przeszkadza mi to, jeśli o to chodzi. Mam swój wkład w każdą piosenkę i w zasadzie to mi wystarczy. – zapewnił.
-To, że jakaś piosenka nie jest sygnowana naszymi nazwiskami nie znaczy, że jej nie współtworzymy. – zaczął tłumaczyć George. - Nazwa to raczej kwestia tego, kto przyjdzie z zarysem melodii, my i tak szlifujemy swoje partie indywidualnie, a nad efektem końcowym czuwamy w takim samym stopniu – wyjaśnił.
-Co z filmem z waszym udziałem, którego ukończenie planowane było na ten rok? – wysoki głos rudej dziennikarki z dziwacznym akcentem zadał kolejne pytanie. Znudzony Brian nachylił się do mikrofonu i stanowczo oświadczył:
-Na to pytanie zespół nie odpowie, nie ma żadnego związku z premierą płyty, proszę nie zbaczać z tematu. – pouczył ją, po czym pozwolił mówić jednemu mężczyzn podpierających ścianę, co było, zważywszy na napiętą sytuację, ryzykownym podejściem, bo tacy z reguły zadawali najinteligentniejsze i najtrudniejsze pytania.
-Czy przewidujecie jakąkolwiek trasę koncertową związana z promocją płyty? – spytał wbijając wzrok w Lennona. W trosce o nerwy przyjaciela i swoją aparycję głos zabrał George.
-Sami nie jesteśmy tego do końca pewni, wiemy na pewno, że chcemy nagrywać dalej, ale występ jest jakby oddzielną stroną tego wszystkiego. Jesteśmy w trasie bez przerwy od kilku lat, teraz mamy nadzieję na zasłużony odpoczynek, ale ile będzie on trwał… - zastanowił się. - Cóż… Tego po prostu nie jesteśmy w stanie przewidzieć.
-Tak naprawdę – wtrącił się Lennon – do występów na żywo fizycznie jesteśmy gotowi w każdej chwili – zapewnił - ale, choćby przez wzgląd na nasze rodziny, robimy sobie małą przerwę.
Ringo pokiwał głową zgadzając się z wypowiedziami przyjaciół. Brian, widząc, że wszystko zmierza w dobrym kierunku poprosił o pytanie kolejnego ‘podpieracza ścian’. Nie mógł podjąć bardziej nietrafionej decyzji.
-Kto w takim wypadku, to znaczy podczas trasy, zastąpi Paula McCartneya? – i znów ta niezręczna cisza…

***

-Nie mogłeś się opanować – ganił Johna menadżer - nie mogłeś?!
Cała czwórka wypadła z sali natychmiast kiedy John dając upust swojej wściekłości zaczął wyzywać dosłownie wszystkich, winą za nieobecność w zespole Paula obarczając nawet samą królową.
-Miał pieprzoną rację! – bronił go George, odpalając papierosa.
-Może i miał, ale nie trzeba było tego manifestować w taki sposób! – wrzasnął Epstein. – Poniżyłeś zespół na oczach całej Wielkiej Brytanii! Co za wstyd! Co za upokorzenie! – biadolił oparłszy się z bladą twarzą o ścianę hotelowego korytarza.
-Mógł się pierdolony szczyl zamknąć! – John w swoim zachowaniu nie widział absolutnie nic złego. – To ty powinieneś go upomnieć, a nic nie zrobiłeś! – ryknął wskazując palcem na Briana.
-Dobra Johnny, wyluzuj. – Harrison starał się uspokoić wciąż dyszącego wściekle przyjaciela.
-Wiesz, że on ma rację – jak zwykle opanowanym tonem oświadczył Ringo stojący na wprost Eppiego.
-Nie wiem… - przyznał bliski załamania menadżer. – Sam już nie wiem…
-Co to ma znaczyć? – spytał Lennon podejrzliwie.
-Nieważne. – Brian nie miał najmniejszej ochoty na ponowne denerwowanie ukochanego.
-Nie, mów, na spokojnie – zapewnił John opanowując drżenie całego ciała, które wywoływał u niego nawet najmniejszy konflikt - chętnie posłucham. Czego sam już nie wiesz?
-Sam nie wiem czy to, co mówimy mediom jest prawdą – przyznał Eppie.
-Co masz na myśli? – to było jedno z tych pytań, na które odpowiedź doskonale znasz, ale nie chcesz jej usłyszeć. Więc pytasz w nadziei, że będzie inna niż myślisz, ale nie jest. Nie była i w tym przypadku.
-Słuchaj, powiem wprost –westchnął, zebrawszy w sobie całą odwagę, Brian - to, co robimy teraz jest oszukiwaniem samych siebie. Czas mija, wszyscy już sobie wyrobili własną opinię na temat tego, co się tu dzieje – mówiąc to położył rękę na ramieniu Lennona. - Może już czas… no wiesz… iść dalej… - spojrzał mu głęboko w oczy - bez niego.
-O jednego nas mniej, ale jak widzę poziom humoru nie opadł ani trochę. – wypalił mężczyzna w odpowiedzi.
-Posłuchaj mnie… - zaczął znów Epstein, ale tym razem John nie dał mu mówić.
-Nie, to Ty mnie posłuchaj – zaczął stanowczym, lekko podniesionym tonem - Beatlesi to my, my czterej, ja Ringo, Geroge i Paul – opanowanie Lennona zaskoczyło nie tylko Briana, ale i pozostałych członków zespołu. Nic bardziej nie pokazywało, jak ważna w oczach Johna jest ta sprawa, niż fakt, że był w stanie opanować tylko dla niej cały swój bojowy temperament.
-Kiedyś to byli Pete, Stu, Paul i ty – przypomniał Brian. - Rzeczy się zmieniają, ludzie się zmieniają. A ja nie zamierzam nikogo siłą przymuszać do pracy – wyjaśnił.
-Ale... – John był bezsilny, groźby, prośby, nic nie działało.
-Zawsze byłem dla was zbyt pobłażliwy, ale to już koniec – oznajmił menadżer. - Nie możesz go bronić w nieskończoność.
Nastała długa, niezwykle niezręczna chwila ciszy. Harrison wlepił wzrok w ziemię i czubkiem buta niepewnie drążył dziurę w bordowej wykładzinie.
-John, może to jest jakieś wyjście… - zaczął.
-Nie, nie zgadzam się. – natychmiast odparował Lennon.
-A kto umarł i zrobił Cię królem?! – wypalił Ringo. Kochał Paula, jak każdego w zespole, to oczywiste, ale byłoby zwykłym kłamstwem, gdyby powiedział, że praca bez niego nigdy nie przyszła mu do głowy.
-A od kiedy to jesteś po jego stronie? – w tym momencie Johnowi nerwy puściły. Spojrzał na wielkonosego przyjaciela jak na zdrajcę. -Ty Judaszu… - wysyczał pogardliwie.
-Ja tylko mówię, że może rzeczywiście powinniśmy spojrzeć prawdzie w oczy… - niewzruszony obelgami Lennona odparł Ringo. - I zacząć się przedstawiać jako trio, nie kwartet.
-Nigdy w studiu nie ma nikogo więcej i nigdy nie będzie nikogo mniej! – po tych słowach Lennon otworzył drzwi prowadzące do jego pokoju i trzasnął nimi tak mocno, że znad futryny posypały się niewielkie drobiny białego gruzu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LittleKoala dnia Wto 22:50, 07 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DollyRocker
Highway!


Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:51, 07 Lut 2012    Temat postu:

Beatlesi bez Paula? Oj, to nie ma prawa bytu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:34, 08 Lut 2012    Temat postu:

No właśnie wiem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LittleKoala
The Night Before


Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 2293
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:36, 08 Lut 2012    Temat postu:

CHAPTER II
Blask księżyca wpadający przez okno słabą łuną oświetlał obszerną sypialnię. Leżąca na niemałych rozmiarów łóżku kobieta o smukłej, acz niezwykle zmysłowej sylwetce, mająca na sobie jedynie delikatną koronkową bieliznę w białym kolorze odwróciła się, by spojrzeć na śpiącego spokojnie obok niej mężczyznę. Uśmiechnęła się widząc jak łagodnie jego pierś unosi się i opada w miarowym oddechu. Rozkoszowała się tą chwilą, do szczęścia nie brakowało jej absolutnie niczego. Kilka lat wstecz zapewne określiłaby tak sielankową scenerię mianem co najmniej nudnej, jednak w tym momencie do nudy było jej daleko. Kąciki jej ust mimowolnie powędrowały ku górze ozdabiając jej zawsze i tak promienną twarz szczerym uśmiechem. Wyciągnęła rękę z zamiarem pogłaskania mężczyzny po policzku, jednak w momencie gdy dotknęła jego twarzy powieki rozchyliły się ukazując parę błyszczących w świetle księżyca oczu. Nieco smutne, skierowane ku dołowi kąciki dużych oczu kontrastowały z niewielkimi, lecz zawsze uśmiechniętymi ustami. Kobieta natychmiast cofnęła swoją delikatną dłoń, której mały rozmiar przywodził na myśl dłoń kilkuletniego dziecka.
-Och nie… - wyszeptała prędko do ucha swojego kochanka, czując się winną wyrwania go ze snu. – Nie budź się…
On jednak odgarnął pasmo jej jasnych włosów znad czoła i całując ukochaną w policzek odparł:
-Twój widok jest wart wyrwania z najgłębszego snu.
Objął ją i przesunął dłonią po jej znacznie zaokrąglonym brzuchu.
-Kocham Cię – powiedział. – Kocham was obie.

***

Ledwo słyszalny dzwonek telefonu wyrwał McCartneya z głębokiego snu. Mężczyzna rozejrzał się po pogrążonym w ciemnościach pokoju, był zupełnie sam, nawet Martha nie pofatygowała się, by czuwać nad snem swojego pana. Jedynym, co zakłócało grobową ciszę tego miejsca był telewizor szemrzący coś prawie bez głosu. Dochodziła dziewiąta wieczór, późna jesień już dawno pogrążyła ulice w całkowitym mroku. Paul przygryzł wargę czując na twarzy nagłe uderzenie gorąca. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech starając się opanować drżenie całego ciała. Telefon wciąż dzwonił, mężczyzna niechętnie dźwignąwszy się z kanapy przemierzył pokój i znalazłszy źródło hałasu w kuchni, rozświetlił pomieszczenie włączając żyrandol, a następnie przytknął słuchawkę do ucha.
-Halo? – spytał szorstkim, znudzonym tonem próbując jednocześnie jedną ręką zawiązać pas wypłowiałego już granatowego szlafroka, który nosił od kilku dni niezmiennie z tą samą piżamą i tą samą bielizną pod spodem.
-Cześć Paulie. – usłyszał w słuchawce znajomy głos, na który kiedyś zareagowałby zapewne z większym optymizmem. W tej chwili głos nie był już jednak niczym więcej aniżeli tylko natrętną muchą, która w żaden sposób, mimo licznych próśb i gróźb, nie dawała się przegonić.
-Przestańcie do mnie wydzwaniać. – burknął drapiąc się po brodzie, którą pokrywał gęsty dwutygodniowy zarost. Odruchowo wymacał paczkę papierosów i zapalniczkę w kieszeni szlafroka, dalsza część rozmowy musiała się odbyć w towarzystwie relaksującej dawki nikotyny.
-Paul… - mężczyzna nie dawał za wygraną i, choć McCartney miał rozmowy serdecznie dosyć, to jednak chęć przygadania komukolwiek była silniejsza i łaskawie dorzucił jeszcze kilka słów.
-Odpowiedź nadal brzmi nie, nic się nie zmieniło. – wyjaśnił nieco bełkotliwie usiłując utrzymać w ustach papierosa. Wziął ze stołu pustą już butelkę whisky i potrząsnął w nadziei, że może na dnie zachowały się jakieś resztki trunku. Ponieważ jednak była pusta, niewiele myśląc wyrzucił ją do kosza na śmieci. Nawet po drugiej stronie jego rozmówca rozpoznał dźwięk obijających się o siebie butelek. Westchnął w wyrazie możliwie największego ubolewania nad szczeniackim zachowaniem Paula.
-Nie chodzi mi o granie - twierdził. - Stary, brakuje nam ciebie, po prostu Twojej obecności - usiłował go przekonać. - Wpadnij czasem. Nie każę Ci nic grać, po prostu… przyjdź, posłuchaj – zaproponował. - Wiesz, dla ciebie drzwi zawsze są otwarte – zapewnił go.
-Dobra, jasne, będę pamiętał. – McCartney, szczerze mówiąc, nie bardzo zwracał uwagę na to, o czym mówi mężczyzna w słuchawce. Otwierał po kolei szafki szukając czegoś, czego od kilkunastu minut bardzo mu brakowało. Poza tym nie musiał słuchać – znał na pamięć formułki, którymi był od jakiegoś czasu katowany niczym powtarzaną do obrzydzenia hinduską mantrą.
-Przyjdziesz? – tonem zniecierpliwionego dziecka spytał ten w słuchawce. Paul spojrzał do zlewu, w którym poza kilkoma szerokimi szklankami nie znajdowało się właściwie nic więcej. Wyjął jedną z nich i spojrzał na nią pod światłem lampy. Brązowawy osad na dnie nie wyglądał zbyt zachęcająco. Mimo całego obrzydzenia, postawił ją na stole, czekającą na spełnienie swojego obowiązku.
-Może, nie wiem… - rzucił na odczepnego, po czym znów zabrał się za przeczesywanie szafek.
-Dobra, mam być szczery? – ton mężczyzny stał się o wiele mniej milszy. - Brian jest, delikatnie mówiąc, maksymalnie pokurwiony. Zresztą nie on jeden. George i Ringo też mają już dosyć Twojej wiecznej nieobecności – skarcił McCartneya. - A wiesz dobrze, że jak bym cię nie bronił, to akurat oni nie polecą na mój tyłek – przypomniał mu.
-Zaiste – potwierdził Paul z uśmiechem wyjmując z szafki kolejną butelkę alkoholu i odkręcając ją pośpiesznie.
-Ty chyba nie rozumiesz, o czym mówię. Dla własnego dobra mógłbyś chociaż przyjść na nagranie. – z uporem tłumaczył mężczyzna.
-Jasne… – obiecał McCartney. - Tylko nie teraz…
-Nie teraz, nie teraz… Zawsze mówisz ‘nie teraz’. Wypieprzą Cię z zespołu na własne życzenie. –ostrzegł go głos w słuchawce. To stwierdzenie bardzo zabolało Paula. Niby wiedział co mu grozi, ale jakoś nigdy nie myślał o tym na poważnie. Ze wszystkich spraw, z którymi od jakiegoś czasu próbował się uporać, akurat tą jedną zupełnie się nie przejmował, nie sądził, że powinien.
-Coś jeszcze? – spytał udając, że poprzednia informacja spłynęła po nim jak po kaczce.
-Cholera, martwię się o ciebie, reszta też. – odparł, po krótkiej chwili milczenia, mężczyzna. - Wpadłbym do Ciebie jutro, co ty na to? – zaproponował z troską w głosie.
-John, to nie jest dobry moment… - uciął jego propozycję Paul, nalewając początkowo do szklanki tyle whisky, ile poważni biznesmeni nalewają sobie po wyczerpującym dniu w pracy. Chwilę potem jednak szklanka wypełniła się prawie po brzegi.
-A kiedy będzie? – w głosie mężczyzny pojawiła się pretensja. - Zabarykadowałeś się w tym domu jak jakiś wariat, minął już rok. Cholera, kiedy w końcu przestaniesz się zadręczać?
Trzask słuchawki z ogromną siłą ciśniętej przez McCartneya w telefon zakończył rozmowę. Mężczyzna stał w miejscu ze szklanką whisky w ręku jeszcze kilka sekund tępym wzrokiem wpatrując się w aparat. Zgodnie z jego przewidywaniami dźwięk dzwonka rozległ się po raz kolejny. Paul chwycił słuchawkę.
-Będę o drugiej. – oznajmił ten sam głos, który rozmawiał z nim przez ostatnich dwadzieścia minut. Kogoś innego McCartney zapewne w tej chwili bluzgałby na wszystkie znane mu sposoby, ale usłyszawszy te słowa po prostu odłożył słuchawkę ponownie. Na moment jego wzrok przykuł niewielki ogródek przed domem, większość z zasadzonych tam kwiatów dawno już przekwitła, resztę pokrywała gruba warstwa zmieszanych z błotem liści. Chwycił w jedną ręką szklankę, w drugą butelkę wiedząc, że będzie musiał ją opróżnić, chcąc na powrót zmusić swój organizm do snu. Zgasił światło w kuchni i ponownie udał się do salonu. Nie zwracał uwagi na popiół z papierosa, już trzeciego tego wieczora, spadający na podłogę. Postawił szklankę i butelkę na drewnianym, stojącym w kącie pokoju, biurku. Jego oczy zaszły mgłą, wytarł je ręką, po czym zapaliwszy lampkę wziął leżącą obok niej czystą kartkę papieru i zaczął pisać:

27 listopada 1966
Najdroższa Lizzie,
Kolejny list zacznę w ten sam sposób, wybacz mi proszę tę monotematyczność. Znów śniłem o Tobie, pozornie nic niezwykłego - leżeliśmy w łóżku, przytuliłem Cię, pocałowałem. Kolejny raz przeżywałem najcudowniejsze chwile swego życia i okrutne męczarnie tuż po przebudzeniu. To, co kiedyś było codziennością, normą, doceniam dopiero teraz, kiedy wiem, że te momenty już nie wrócą.
Oczywiście zgadnij kto mnie obudził? Jak zawsze John. Jutro po raz kolejny ‘zaszczyci’ mnie swoją wizytą. W sumie sam nie wiem po co zgadzam się na te comiesięczne teatrzyki, jedyne, co na tym zyskuję to odkurzanie nieużywanych garniturów. Ale choćbym nie wiem jak bardzo się starał, nie potrafię, i to mnie przeraża najbardziej, rozmawiać z nim tak jak kiedyś. Siedzimy naprzeciw siebie, wzdychając co trochę, żeby w jakikolwiek sposób przerwać ciszę. Słucham tego co mówi (a zawsze mówi to samo) i myślę sobie, że straciłem chyba wszystko co kiedykolwiek miało dla mnie jakieś znaczenie. Myślę, że… Nie, jestem pewien, że to tylko i wyłącznie moja wina, John by się przecież nie zmienił, John się nie zmienia. Ja się zmieniłem, zbyt wiele razy się zmieniłem.
Zawsze mówiłaś, że wszystko ma swój cel, że istnieje jakieś przeznaczenie. Tylko dlatego, że zawsze wierzyłem Ci bezgranicznie, jestem w stanie znosić kolejny dzień. Ale jakie jest moje przeznaczenie bez Ciebie? Bez ciepła twoich rąk, spojrzenia Twoich oczu, uśmiechu Twoich ust. Jeśli Bóg istnieje, to zapewne wkrótce w obliczu swojego miłosierdzia, skróci moje cierpienia. Chciałbym tego. Chociaż nie przyznaję się do tego nikomu, czasem nawet sobie. Chyba tylko opieka nad Marthą zmusza mnie do wstawania z łóżka.
Ale poza tym wszystkim: tak, myślę o śmierci. Bardzo często. Wiem, co byś mi poradziła: ,,Pogadaj z Johnem”. Ale nie mogę, dla jego własnego dobra. On jest taki… kochany. Martwi się o mnie, przez co przypomina trochę dziecko, którego rodzice właśnie się rozwiedli. Próbuje biegać między stronami, posklejać rozbite fragmenty pękniętego wazonu i nie dopuszcza do siebie myśli, że nic już nie będzie takie jak dawniej. A kiedy widzi smutną prawdę tupie nogą i nadyma się wołając: ,,Wstrzymam oddech aż się uduszę!”. Nie umiem mu tego wytłumaczyć, nie chcę widzieć wyrazu zawodu na jego twarzy.
Nie mam już sił, kiedyś zapewne bym walczył, ale teraz nie mam już o co. Odebrano mi wszystko, co było warte walki. I za co? Co ja takiego zrobiłem, żeby karać mnie w taki sposób? Komu się naraziłem? Nie znajduję odpowiedzi. Nie potrafię tego zrozumieć.
Widzę Cię, zawsze i wszędzie, w każdej chwili, w każdym momencie. Widzę Ciebie i Vivien, słyszę wasz śmiech, czuję na twarzy wasze pocałunki i tęsknię za wami. Tak okrutnie tęsknię, że nie wiem ile tej tęsknoty jeszcze zniosę.
Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się wszyscy troje. Ucałuj ją ode mnie i uściśnij mocno.

Na zawsze Twój Paul.


List złożył i umieścił na niewielkiej stercie kilkunastu podobnych. Wszystkie zebrał i włożył do leżącej obok koperty, którą zakleił dokładnie i odłożył na półkę. Dopił kolejną szklankę whisky, której zawdzięczał natchnienie do pisania. Tym samym następna pusta butelka wylądowała tego dnia w koszu. McCartney chwiejnym krokiem doczłapał do kanapy. Celem stłumienia natrętnych myśli podgłosił nieco telewizor, w którym właśnie nadawano kolejną emisję Casablanki. Położywszy się na kanapie złożył ręce, oparł na nich głowę i zamknął oczy, choć zanim zasnął jeszcze przez długi czas spod jego zmrużonych powiek wymykały się wielkie krople łez.

I CH*J W DU*E WORDOWI ZA PODKREŚLENIE SŁOWA ,,PODGŁOSIŁ".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LittleKoala dnia Czw 18:52, 09 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DollyRocker
Highway!


Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:54, 08 Lut 2012    Temat postu:

Tak jak już mówiłam, najlepsze opowiadanie, jakie od Ciebie czytałam. Styl również wydaje mi się lepszy, niż w innych opowiadaniach.
Paul ojcem i... czułym mężem, kochankiem, partnerem? W 65 roku? Ciekawe, ciekawe - czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin