Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
Pamiętnik Dżordża

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michelle
Bluebird


Dołączył: 31 Sie 2012
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:40, 12 Wrz 2012    Temat postu: Pamiętnik Dżordża

Na wstępie- jeśli to opowiadanie nie jest zdatne do patrzenia na nie oczami to proszę o informację i wtedy obiecuję, że już nigdy nie wkleję na forum czegoś równie beznadziejnego ;P Sama stwierdzić nie mogę czy się do czegokolwiek nadaje- czytałam to już wcześniej 1000 razy przy okazji poprawek, więc nie ma co myśleć o obiektywnej opinii ;]
Za wszelkie błędy z góry przepraszam :}



Zanim otworzyłem oczy, czułem, że świat będzie mi cały dzień latał koło tyłka. Nie wiem czemu, ale takie zjawisko przytrafiało mi się coraz częściej i z czasem nawet zacząłem się zastanawiać jak je określić i rozpoznać. Po paru miesiącach zauważyłem, że mój mózg zaczyna inaczej działać pod wpływem nadmiernego spożywania różowych landrynek, które podobało mi się jeść zazwyczaj w ilościach hurtowych. Przynajmniej pobliski sklep miał ze mnie jakiś pożytek… Co do cukierków to zawsze po ich zjedzeniu miałem ciężkawe noce. Czułem się, jakby mi coś wyżerało żołądek. Nie wiem co do nich dodają… albo poprawka- co Lennon mi do nich dosypuje, ale po paru godzinach dosłownie zdychałem i bolały mnie nawet uszy. Ostatniego razu John stwierdził, że „stękając” tak po nocy nie tylko nie daję nikomu się wyspać, ale także pokazuję, że jestem jakimś niewyżytym Aborygenem i powinienem znaleźć sobie wreszcie dziewczynę. Ja nie wiem dlaczego u niego wszystko sprowadza się tylko do jednego tematu. Przecież zawsze byłem z nich wszystkich najbardziej uporządkowany, a po tych landrynkach po prostu nie mogłem nie okazywać jak bardzo niemiłosierne spotkały mnie cierpienia. Oczywiście nie mogłem liczyć na niczyje pocieszenie. Taki mój nieszczęsny żywot. Wracając do ranka. Otworzyłem wreszcie prawe oko, ale lewe nie było posłuszne. Czułem tylko opór i stwierdziłem, że mam coś do niego przyklejone. Wstałem i od razu wyglebałem się na pierwszym lepszym syfie, który walał się pod nogami od przeszło dwóch tygodni. A bo mi się niby chce go sprzątać… Podszedłem do lustra i po chwili zdziwienia doszło do mnie, że do lewej powieki oka mam przylepioną gumę do żucia. Pomyślałem- „Nikt nie wie co przyniesie nowy dzień” i z chęcią ubicia Lennona jak wieprza, którego z resztą bardzo mi przypominał pobiegłem w kierunku schodów. Z dołu dochodziły dziwne dźwięki bynajmniej nieprzypominające pospolitej rozmowy przy śniadaniu, ale polowania na mamuta, które w naszym domu odbywało się nad wyraz często, a ofiarą zawsze zostawał Paul- cóż taki los…

-Ty skończenie wyliniały z komórek mózgowych debilu! Gdzie są moje bokserki?!

- Po prostu chcąc się nimi zaopiekować stwierdziłem, że lepiej im będzie w miejscu bardziej przystosowanym do nich niż twoja jakże wyśmierdłana szafa!

- No jasne! Ty i opieka nad cudzymi gaciami… Co z nimi zrobiłeś?!

John z miną niewiniątka trzepoczącego słodko rzęsami w niezbyt równym tempie powiedział:

- Yhmmm… Więc to było tak: Poszedłem na górę, bo strasznie mi się nudziło i szukając inspiracji do jakiegoś ciekawego zajęcia postanowiłem zaglądnąć do twojego syfiastego pokoju…

-Co? Przecież zamykam go na klucz!

-No przecież głupi nie jestem! Zaskoczę cię- dowiedziałem się, że są zamknięte zaraz po tym jak nacisnąłem klamkę! Niesamowite, co? Wracając do historii: Krótko zastanawiałem się nad tym gdzie mógł być klucz. Z racji tego, że jesteś taki głupi postanowiłem poszukać w najbardziej banalnym miejscu, a więc udałem się na dół. Otworzyłem drzwi wejściowe i zaglądnąłem pod wycieraczkę. Moim oczom ukazały się dwa klucze. Nie sądziłem, że Ringo też może być tak niedorozwinięty jak ty, ale on przynajmniej nie doczepiał plakietki z napisem „Klucz do pokoju Ringo” tak jak ty podpisałeś swój kluczyk, żebyś czasem nie zapomniał, że należy do ciebie. Podniosłem go, a drugi zostawiłem pod drzwiami już obmyślając kolejne włamanie w najbliższym czasie, bo ostatnio bardzo zainteresowałem się wytrzymałością naszej ukochanej perkusji w razie, gdyby nasz mały Richard za mocno uderzył pałeczką. Myślę, że będzie musiała przejść test wytrzymałości…

- O nie! Wiem, że byś się nie odważył! Ale w sumie pozory mylą…
Ringo zaraz zerwał się z krzesła i wybiegł na zewnątrz w poszukiwaniu klucza.

- Nie ma go! Gdzie go masz? Gadaj w tej chwili!

- Wisi.

-Gdzie wisi?!

-Na słupie telefonicznym, a gdzieżby indziej? -dodał ze złośliwym uśmieszkiem Lennon.

-Nieee, tylko nie to! A jak żeś tam wlazł?

-Wieeesz, gdzie diabeł nie może tam Johna pośle. Nie znasz tego?

-Brak mi słów. A propos diabła- właśnie go opuszczam.

Starr wstał, założył płaszcz i z grobową miną wyszedł z domu.

- Przegiąłeś! Teraz to już dwóch poszkodowanych, a ja nadal nie wiem co robiłeś u mnie w pokoju!

-Poprawa Paul, teraz to już trzech poszkodowanych.

Po tych kilku minutach nasłuchiwania wszedłem do kuchni, aby wreszcie zarżnąć to co trzeba.

-Na lukrowy pączek! Co ty masz na twarzy?!

Nie miałem czasu na odpowiadanie McCartneyowi.

-Lennon, czy mogę wiedzieć, kto przykleił mi to do oka ówcześnie intensywnie przeżuwając, sądząc po lepkości mimo tych 8 godzin mojego snu?

-No co? Znowu na mnie? Tym razem to nie ja tylko ty sam!

-Jaaaaa? Myślisz, że moim życiowym pragnieniem było przylepienie sobie tego maziugowatego gluta do twarzy?!

- No widzisz? Wreszcie doceniłeś miarę swoich ambicji!

Patrząc na te szczerzące się w uśmiechu zębiska chciało mi się rzygać, pozostała tylko kwestia, w którą stronę, choć pomyślałem, że lepiej będzie zostawić to na punkt kulminacyjny naszej kłótni.

-Nawet nie wiesz z jakim zamiarem budziłem się dzisiejszego ranka! Ostatnie pytanie: wolisz, żebym cię ucharatał tym nożyskiem przed czy po śniadaniu?

Aby podkreślić miarę swoich słów podszedłem do szuflady, z której wyciągnąłem błyszczący tasak- zawsze odkładałem go z myślą o wyjątkowej okazji. Mając go w ręce zacząłem powoli się zbliżać do tego śmierdzącego karalucha przy okazji robiąc najgroźniejszą z moich min. Czułem, że to przestały być żarty. Naprawdę chciałem ulżyć sobie cierpień w całym dalszym życiu, a przeszkodą był już tylko ten jeden człowiek.

-Malutki, nie rób mi krzywdy. Ja naprawdę ci tego nie przykleiłem! Co prawda siedziałem w nocy przy twoim łóżku, ale w zupełnie innym celu!

-Jakim do cholery celu?

- Nie mogłem spać, bo zza ściany dochodziły dziwne mlaśnięcia. Nie wiedziałem co to, więc wszedłem do twojego pokoju, aby to sprawdzić, a tam proszę! Harrison, który dostał ślinotoku! Wiesz jak to obrzydliwe wyglądało?! Bałem się tylko, że w najbliższym czasie to ja będę musiał prać twoją pościel! Już chciałem dzwonić na pogotowie, bo myślałem, że masz wściekliznę! I to po tej ostatniej walce z Paulem, a wiadomo, że od niego to różne świństwa można złapać…

-Powtarzam, nie przeginaj John…

-Cicho Paul! Ja i ślinotok?! Lepiej przyznaj się, że tamtej nocy znów coś wciągałeś, zanim ci tym cudeńkiem w mojej ręce podetnę żyłki!

- No właśnie wtedy wyjątkowo nic nie brałem, dlatego się tak przeraziłem na ten widok! Przyznam, że miałem ogromną chęć przyglądnąć się temu zjawisku lepiej, dlatego wziąłem latarkę i poświeciłem ci w paszczę, która była napakowana gumą do żucia. Wszystko się wyjaśniło! Tyle, że ty wtedy zacząłeś dziwnie mruczeć, dlatego wolałem zwiewać, ale jestem pewien, że ja ci w gębie nie grzebałem, żebym miał potem to lepiące ustrojstwo przylepiać ci do oka!

Wtedy on rzucił się do moich stóp i zaczął mnie po nich całować, wyjąc, żebym go nie zarzynał tak szybko, a mi zrobiło się go żal. Po chwili całą kuchnię wypełnił dźwięk burczenia w brzuchu. Najgorsze w tej chorej sytuacji było to, że chodziło o mój. John szybko zerwał się z podłogi i w pełnym uśmiechu zapytał:

- Czy nasz George jest głodny?

Miałem dość jego twarzy. Patrząc na nią naprawdę nie chciało mi się żyć. Pomyślałem, że w sumie to nie jego wina, że przed laty doznał jakiegoś ubytku na umyśle zapewne w wyniku ciężkich przeżyć we wczesnej młodości. A bo to mało nam opowiadał o spaniach pod mostem w ramach rozrywki, strzałach z procy w przeciwną stronę niż trzeba albo spędzaniu dni na uwiązie przy kaloryferze, bo się go rodzina przy gościach wstydziła? W sumie to biedny człowiek i trzeba mu okazać wyrozumiałość. Chcąc pokazać swoją miłosierność starałem się jak najgrzeczniej odpowiedzieć, aby go czasem nie urazić:

-Wiesz co? Sraj się John.

-Czyli głodny.

Znowu ten parszywy uśmieszek…

-Siadaj do stołu kochaniutki, zaraz ciocia zrobi pyszne śniadanko!

-Daruj sobie…

W tej chwili zwróciłem uwagę na minę Paula, która przedstawiała wszystko i nic, choć w jego wydaniu to chyba wyrażało „Boże, czy jest na tym świecie większe stężenie debilizmu niż w tym domu?” Nie dziwiłem mu się, a jednocześnie chciałem odpowiedzieć, że nie ma nigdzie większego, choć może lepiej było już nie dołować do granic przyjaciela…
Po dziesięciu minutach krzątaniny John podstawił mi pod nos miskę z jakąś zielonkawą mazią, w której pływało coś na miarę jakiegoś połączenia żuka z żabą, ale wolałem dokładnie nie wypytywać co to było. Śmierdziała końskimi kopytami i starą ropuchą. Może ktoś się zastanowi gdzie wąchałem takie rarytasy, ale mieszkając z Johnem Lennonem i mając styczność z jego skarpetkami można się wielu ciekawych rzeczy o świecie dowiedzieć. Nikt nie wie jak bardzo to poszerzyło moje horyzonty.

- Jedz albo zaraz znajdzie się to nie tam, gdzie byś sobie tego życzył.

-Czyli koniec dnia życzliwości…

- Nie chcesz? A co to jest, bo może bym się skusił?

-Paul, jeśli lubisz odkrywać nowe smaki to proszę bardzo, ja chyba zrezygnuję dla tradycyjnego śniadania…

Po tych słowach podszedłem do szafki. Otworzyłem ją i z mrocznych czeluści wyciągnąłem paczkę żółtych landrynek. Problem był w tym, że najbardziej gustuję w różowych. Nie zastanawiając się długo rozerwałem opakowanie i całą zawartość wsypałem do buzi, bo brakowało mi sił, aby nosić takie ciężary po kieszeniach. Jeden z cukierków upadł na podłogę. Paul wykorzystał okazję i w ciągu sekundy rzucił się na ziemię, aby niczym odkurzacz pochłonąć żółty słodycz. Zawsze zastanawiałem się nad tym, ile mógłby poświęcić dla jedzenia. Mnie pewnie by sprzedał bez oporu z Johnem i Ringo w pakiecie, bo ich zjeść nie może, chociaż kto wie? Ciekawe czy bas by też wymienił na marną paczkę czekoladek… Między połykaniem 8, a 9 landrynki przypomniałem sobie o gumie do żucia, która nadal była przyklejona do mojego oka. Chyba trzeba było się nią wreszcie zająć. Podszedłem do lustra i dostrzegłem, że już trochę wyschła. Pociągnąłem raz, pociągnąłem dwa, ale mocno przywarła do skóry. Złapałem obiema rękami i pociągnąłem tak, że aż ledwo ustałem z bólu. Popatrzyłem na ten oderwany glut i zauważyłem, że zostały w nim moje rzęsy. Zerknąłem znów w lustro i dostrzegłem, że na powiece pozostała ich mizerna kępka. Przez chwilę się zląkłem, ale w końcu od czego są sztuczne. Przecież Paul ma ich pełno w szufladzie. Miałem nikomu nigdy o tym nie mówić, bo jakby się John dowiedział…
Usiadłem na kanapie. Spoglądałem na tych dwóch tumanów i starałem się wyciągnąć jakieś sensowne wnioski. John chyba uprawiał jogę z nogą od kuchennego stołu, a Paul leżał na podłodze i polował. Szukał pod szafkami jakiejś zwierzyny lub czegokolwiek co dało się zjeść. Stwierdziłem, że są strasznymi debilami i tylko ja jeszcze nie odstaję od reszty świata. Jako jedyny cechuję się jakąkolwiek inteligencją i chcę być tego świadomy w chwili, gdy będę umierał przez któregoś z nich. Nigdy nie wiadomo co nadejdzie, ale żyjąc z nimi wiem, że rychła śmierć.
Chcąc pobyć w jakimś wysoko inteligentnym towarzystwie, a mianowicie ze sobą samym postanowiłem poszukać jakiegoś niecywilizowanego miejsca. Podszedłem do wieszaka i już zakładałem płaszcz, kiedy Paul ryknął:

-John, czy raczysz mi wreszcie z łaski swojej powiedzieć gdzie są moje majtki ?!

- A co ja? WRÓZKA JESTE?

-George, a ty może wiesz gdzie są moje cholerne gacie?!

-Nie, a kto to taki?

I wyszedłem chcąc uniknąć kolejnej sprzeczki. Wystraszyłem się, że któryś z tych psychicznych kolesi mógłby mnie powstrzymać, dlatego zacząłem biec ile sił w nogach. Oczywiście nie obyło się bez pościgu fanek, gdy tylko pojawiłem się w centrum. Wstąpiłem do pierwszego lepszego lumpexu i kupiłem jakieś stare, za duże o trzy rozmiary palto i kapelusz o nieokreślonym kształcie. Rozglądając się po sklepie stwierdziłem, że to by było idealne miejsce na Johnowe zakupy, to coś w jego stylu, super ciuchy specjalnie dla niego. Trzeba mu kiedyś powiedzieć.
Wyszedłem zadowolony, bo nikt mnie już chyba nie rozpoznał, ale w razie wątpliwości wolałem wymyśleć coś jeszcze. Po chwili zacząłem udawać obłąkanego. Kulałem, obijałem się o ściany budynków i wpadałem na przypadkowych przechodniów robiąc przy tym wykrzywioną minę skończonego durnia. W sumie zabawnie musiałem przy tym wyglądać. Nareszcie byłem ekstrawagancki, a do tego zyskałem stuprocentową pewność, że już nawet własna matka mnie nie pozna. W poszukiwaniu samotni, bądź w zależności od sytuacji ciekawych osobowości udałem się pod najbliższy most. Zauważyłem siedzącego tam człowieczka ubranego tak samo jak ja. Wiedziałem, że nie będę niestety sam, więc liczyłem może na tę drugą opcję- ciekawą osobowość. Ale i tego się nie doczekałem, bo okazało się, że siedzi tam nikt inny jak sam Ringo.

- Co ty tu stary druhu porabiasz?

- Rozmyślam nad życiem.

Nagle zacząłem widzieć w tym małym człowieku kogoś mądrzejszego niż dotąd, więc przysiadłem się i również chciałem dołączyć do tych zapewne niezwykłych rozmyślań.

-Do czego doszedłeś?

- John i Paul to nie jest odpowiednie towarzystwo dla mnie. Wszyscy mi to powtarzali, a ja nie słuchałem. Oni mnie demoralizują. Nawet perkusję mi zabrali.

- Rozumiem cię. Czuję się tak samo. Trzeba z tym skończyć. Ja dłużej już nie pociągnę. Chciałem dziś zabić Lennona. Naprawdę. Jak nigdy chciałem go zabić.

-Serio? Ja zamierzam to zrobić jak nie odda mi klucza do pokoju, więc pewnie biedny chłopak zginie śmiercią tragiczną już dziś wieczorem. Szkoda takiego złośliwca. To fenomen w swojej kategorii.

- E tam.

-Nie znajdzie się lepszy.

-Żal ci go?!

-Nie, nie. Nigdy w życiu.

I tak po tej zawiłej i rozbudowanej wymianie poglądów zamilkliśmy oboje. Nagle ciszę przerwały czyjeś kroki. Jako ten odważniejszy postanowiłem sprawdzić co to. Po chwili zrzucił mi się na plecy ogromny ciężar, myślałem, że to jakieś zwierzę, ale nie, to tylko John Lennon…
Zeskakując zepchnął mnie wprost do rzeki. Oczywiście on pozostał na brzegu.

-T-to ja już sobie pójdę…

-Typowe.

Ringo szybko czmychnął, aby przypadkiem też nie oberwać, a że siły i odwagi mu brak to jakby miał się niby obronić przed takim Johnem, który jest wprost stworzony do zabijania.

- Ty przebrzydły, głupawy, zdewaściały, niewyżyty, obłąkany, nawiedzony mopsie! Jak wyjdę z tej wody to cię wypatroszę własnymi rękoma i powieszę na twoich kiszkach!

-Co???? Czy możesz mi słoneczko podać definicję tych określeń, których użyłeś w stosunku do mnie?

-W dwóch słowach?

-Może być.

-John Lennon.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Michelle dnia Śro 19:59, 12 Wrz 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szalony-Rolkarz
Metal Militia


Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 1090
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:47, 12 Wrz 2012    Temat postu:

To dziwne, że w większości opowiadań Beatlesi są przedstawiani jako kompletni debile. Według tego utarły się pewne stereotypy dotyczące nich. To, co napisałaś wpisuje się w to idealnie. Jakkolwiek mogłabyś to odebrać, wolę sprostować: podoba mi się, ale tęsknię za czymś normalnym ;P
Odcinając się od tego, powiem, że najbardziej przypadły mi do gustu te twoje niuanse językowe, maziukowany glut na przykład :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DollyRocker
Highway!


Dołączył: 05 Sie 2011
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/2

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:16, 13 Wrz 2012    Temat postu:

Cytat:
To dziwne, że w większości opowiadań Beatlesi są przedstawiani jako kompletni debile.


Mnie również rzuciło się to w oczy, nie lubię takiego przedstawiania ich. Wydają się być papierowi, tacy, no, bez charakteru. Takie a nie inne postrzeganie może wynikać z tego, że nie przepadam za komediowymi wątkami. Wbrew pozorom, nie jest łatwo napisać komedię.

Jestem zbyt zmęczona, by wydusić z siebie coś konkretnego... może jutro, y, znaczy dzisiaj. ;)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seiko123321
Bluebird


Dołączył: 20 Kwi 2015
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/2
Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 6:42, 27 Kwi 2015    Temat postu:

Fajnie się to czyta:)))

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.slawnaczworka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin